Archiwum | surf life RSS dla tej sekcji

Jastarnia zimową porą…

Jak widzieliście na facebooku odwiedziliśmy Jastarnię zimową porą!!:)
Niewiele osób obiera nasze morze jako destynacje zimowych wyjazdów. Często jak opowiadamy, że byliśmy na Helu to słyszymy pytania: jak tam jest? Czy są jacyś ludzie? Czy Zatoka zamarza?

A więc w kilku słowach opowiadamy:
1. Jak jest?

Przepięknie!! Powitało nas słońce i niebieskie niebo! Kolega Szymon mieszkający tak jak my w Katowicach skwitował to tak: Jak ja dawno nie widziałem nieba i słońca?! Tak tak, smog w naszym mieście skutecznie nas odcina od tego widoku…

IMG_0484

 

2. Czy są jacyś ludzie?

Taaaak, ale w porównaniu do sezonu, czy nawet maja, czerwca czy września to są jednak dużo mniejsze ilości. Spotykamy miejscowych (Jastarnia ma ok 3000 mieszkańców), spotykamy turystów (w Hotelu Jastarnia poza nami były jeszcze 2-3 samochody!) oraz ekipy remontowo budowlane. Widzieliśmy pare nowo powstających budowli, a więc zaplecze noclegowe miasta powiększy się znowu o kilka miejsc (niesamowice wygląda m.in. powstały obok Posejdonu apartamentowiec http://www.zatokakomfortu.pl/)

3. Czy Zatoka zamarzła?

Tak! Od Władysławowa do mniej więcej Kuźnicy Zatoka jest zamarznięta. Śnieg jest przewiany z lodu, jedyne co zakłóca jednostajny widok to co jakiś czas spotykane grupki łabędzi taplające się w przeręblach (bzzz, jak im nie jest zimno:). Mewia Rewa jest pokryta spiętrzoną i połamaną krą widoczną z brzegu i stanowi granice zamarznięcia Zatoki. W dalszej części Półwyspu woda jest zamarznięta pewną odległość od brzegu, powiedzmy średnio 200-300m w zależności od głębokości akwenu.

Zamarznięta Zatoka przy Posejdonie

4. Inne ciekawostki:

Można jeździć na snowkite! Spotkaliśmy nawet 2 amatorów zimowej odmiany kitesurfingu. Jeden z nich był na snowboardzie, drugi na nartach. Jeździli w Kuźnicy, lód niestety już w tym miejscu nie był równy, dalej od brzegu wyglądał na mocno niepewny. Drugi kolega jeździł na nartach, na tym bardziej niepewnym obszarze z niewiadomego dla nas powodu odpiął narty i wracał na piechotę;)

Szkoda, że te zimy u nas takie nieprzewidywalne. Jeszcze pare sezonów temu kładłem duże nadzieje związane ze snowkitem, chcieliśmy odpalić szkolenia, kupić specjalne komorowe kite’y itd. Byłem nawet na szkoleniu w Norwegii i prawdopodobnie do dnia dzisiejszego jako jedyny Polak mam uprawnienia do nauczania snowkitingu;) No ale zimy były jakie były, ciężko było coś zaplanować i zorganizować…

Choć może w przyszłości jeszcze wrócimy do tematu, ktoś chciałby spróbować?:)

fullsizeoutput_12cd

 

5. Akwen wokół Posejdonu jest całkowicie zamarznięty i jak wejdzie się na molo to wygląda niesamowicie.
Spójrzcie!

IMG_0521

6. Baza na Maszoperii złożona i w stanie takim jakim ją zostawiliśmy. Już za 2 miesiące zaczynamy zabawę (czytaj: budowę!).

7. Restauracje

Otwarta była Weranda, działa Łóżko, działa Zatoka Smaków w Hotelu Jastarnia.
Tym razem odwiedziliśmy Werandę i jak zwykle był WYPAS! Dorsz chrupiący i lemoniada..mmm…tylko dla tych smaków warto odwiedzić Półwysep zimą:)
Nasz przyjaciel Michał Malicki prowadzący dotychczas między innymi Wejście 49 zwane jeszcze do niedawna Beach Village ciśnie mocno z remontem nowego lokalu przy ulicy Sychty 66 w Jastarni. Jesteśmy wtajemniczeni w wizję tego przedsięwzięcia i na pewno będzie to miejsce, które będziemy często odwiedzać:)

Zwykle jak jeździmy na Hel odwiedzamy restauracje u Bąbli w Bolszewie, czyli całoroczną działalność Damiana i Daniela. Niestety ze względu na brak czasu zatrzymaliśmy się w http://www.nordowimol.pl/ .
Według nas było smacznie i świeżo, ale jakbym mógł wybrać i mielibyśmy czas to jednak pojechalibyśmy do Bąbli 😉

8. Plaże od strony morza

Widać, że sztorm, który nawiedził nasze wybrzeże na początku stycznia miał nieziemską moc. W Jastarni przede wszystkim morze zabrało plaże. Bunkier Sęp znajdujący się na plaży od strony morza jest mocno odsłonięty. Urzad morski będzie miał sporo pracy, mamy nadzieje, że w zasadzie jak co roku przypłyną specjalne statki i dosypią plaże w całej Jastarni. Zdjęcia nie pokazują jak mocno morze penetrowało wydmy, wszystko jest przysypane śniegiem.

IMG_0209IMG_0207

9. Plaże od strony Zatoki

Plaża i wydmy na Maszoperii ucierpiały mocno…

IMG_0183IMG_0186

IMG_0205

A po co tam w ogóle byliśmy?

Przygotowania do sezonu trwają w najlepsze. Tym razem głównym zadaniem było odwiezienie 2 naszych pontonów do przedsezonowego serwisu. Odebraliśmy też pare desek z naprawy i przygotowaliśmy kolejną partię na następny wyjazd. Jest co robić:) A widzimy się już za nieco ponad 2,5 miesiąca!

 

Kitesurfing na Zanzibarze :)

P1120919

Pomysł odwiedzenia Zanzibaru chodził za nami już od kilku lat. W tym roku nasi kursanci Ewa i Paweł, mieszkający od dłuższego czasu właśnie na Zanzibarze ostatecznie nas do tego zmotywowali:) Przyjechali do nas na kurs we wrześniu kiedy na Helu wiało i padało, powiedzieli dwa zdania o słońcu i palmach i w październiku już szukaliśmy biletów na rajską wyspę;)

Jako że miejsce okazało się jednym z najlepszych pod względem kite’owym w jakim mieliśmy okazję pływać postanowiliśmy napisać ten oto krótki recenzjo-poradnik :)

Kiedy lecieć?

Najlepszym pod względem wiatrowym okresem jest koniec grudnia – koniec marca oraz lipiec – październik. Podczas naszej zimy na Zanzibarze wieje Kaskasi, wiatr z kierunku NE o sile 14-20 węzłów, który w Paje, lokalnej mecce kitesurfingowej, wieje SIDE-ON. Z kolei w „nasze” lato na wyspie wieje Kuzi, mocniejszy wiatr również wchodzący SIDE-ON.

My nasz urlop zaplanowaliśmy na pierwszą połowę stycznia. I faktycznie wszystko się zgadzało, poza siłą wiatru. Było kilka dni kiedy na pewno wiało ponad 20 węzłów;) A wiało codziennie, można powiedzieć że od rana do wieczora, jedyną rzeczą na którą musieliśmy zwracać uwagę były pływy, ale o tym później :)

Jak lecieć?

Nasza ekipa wyjazdowa liczyła 7 osób i bilety kupowaliśmy stosunkowo późno – na ok. 1,5msc przed wyjazdem. Najlepszą opcją jaką wtedy udało nam się znaleźć był lot Emirates z Warszawy do Dubaju i dalej z Dubaju do Dar el Saalam (Tanzania). Za tą opcję płaciliśmy 2080zł/os w dwie strony. Nie była to najszybsza opcja, ponieważ w obie strony mieliśmy kilkugodzinny postój w Dubaju, co nam jednak nie przeszkadzało – od listopada można sobie wyjść z lotniska i podziwiać wszechobecny przepych bez konieczności kupowania wizy. Dużym plusem Emirates było również to, że po raz pierwszy nie dopłacaliśmy za przewóz sprzętu sportowego! Nawet quiver z deskami mogliśmy nadać jak normalny bagaż rejestrowany, jedyny wymóg to musiał mieć max 30kg (względy BHP) oraz musieliśmy owy bagaż zgłosić wcześniej przez infolinię. Kupując lot Emirates warto też nastawić się na płatność zwykłą kartą VISA (tylko w ten sposób można uniknąć bardzo wysokich prowizji)

Musieliśmy się jeszcze dostać z Dar na wyspę. Można to zrobić na dwa sposoby: katamaran (35$/os i 2h podróży) lub lokalną linią lotniczą (75$ i 30min). Jako że najpóźniejszy prom wypływał o 15.30 a my lądowaliśmy o 15 musieliśmy wybrać droższą opcję (w Dar nie ma nic ciekawego do zwiedzania i szkoda nam było tracić dzień na nocowanie w tym mieście) Lokalne linie z których korzystaliśmy i możemy śmiało polecić to PrecisionAir. Czy na prom czy na samolot bilety można zakupić przez internet (bardzo wskazane).

Inną opcją którą również rozważaliśmy był lot EasyJet z Brukseli bezpośrednio na Zanzibar w świetnej cenie ok. 1600zł, niestety za późno się zdecydowaliśmy.

Pozostałe wydatki związane z podróżą to transfery taksówką (ok 5-10$ za osobę) oraz wiza do Tanzanii (50$ płatne na lotnisku)Na lotnisku sprawdzane były żółte książeczki szczepień (Żółta Febra). Wszyscy je posiadaliśmy i nie znamy konsekwencji braku szczepionki, ale na wszelki wypadek warto ją uwzględnić w kosztach podróży – 170zł. My szczepiliśmy się jeszcze dodatkowo na dur brzuszny i żółtaczkę typu b.

IMG_0752

Prawie cała ekipa :)

Prawie cała ekipa :)

 

Gdzie mieszkać?

Zdecydowanie jak najbliżej Paje:)

Jako że zakwaterowania dla naszej siódemki szukaliśmy dość późno niestety wszystkie opcje pobytu przy spocie były zarezerwowane. Ewie i Pawłowi udało się dla nas znaleźć wolne pokoje w miejscowości oddalonej o ok 6km – Jambiani, co też było dobrą opcją.

Z tego co się orientowaliśmy miejsce w pokoju można znaleźć już za 20-25$ za osobę, wszystko oczywiście zależy od standardu. My za fajne bungalowy z podłogą (co niekoniecznie zawsze jest w standardzie;)) oraz śniadaniami płaciliśmy 35$ za osobę za noc. Hotel nazywa się Seconda Stella a Destra, jest prowadzony przez Włochów i to co zdecydowanie wyróżnia go spośród innych na wyspie jest to, że poza ośmiornicą czy kalmarem możemy tu zjeść typową włoską pizzę;)

O spocie:

Spot… spot… ach ten spot:)

Wystarczy spojrzeć na zdjęcia:) Lazurowa ciepła woda, biały piasek, mnóstwo miejsca dla każdego. W samym Paje funkcjonuje kilka szkół z zapleczem sanitarnym, sklepem z najpotrzebniejszymi rzeczami oraz, jak w przypadku Paje by Kite, restauracją z basenem.

Przy samej plaży stoi zawsze kilka łódek, które nie stanowią jednak większego zagrożenia dla pływających. Spot należy do bezpiecznych, dno jest piaszczyste, pozbawione większych niebezpieczeństw (chociaż jednemu członkowi naszej ekipy udało się namierzyć stopą jeżowca;)

Co 6 godzin zmienia się poziom wody. Różnica pomiędzy najniższym, a najwyższym poziomem wody to nawet 3 metry. Woda dosłownie znika/przybywa w oczach! Przy pełnym odpływie do wody trzeba przewędrować z latawcem nawet 300-400 metrów, woda jest wtedy bardzo płytka i płaska. Gdy woda przychodzi robi się lekko czopowato i dość głęboko. Zdecydowanie najfajniesze godziny to te, kiedy woda ucieka, mamy wtedy idealnie płaski i płytki akwen :)

Pływy można sprawdzić między innymi tu: http://tides.mobilegeographics.com/calendar/year/7156.html

 

 

Co poza kitesurfingiem?

Cały czas czekaliśmy na dzień bez wiatru, aby nie było nam szkoda pływania i żeby udać się łodzią dhow na snorkling. „Niestety” taki dzień nie nastąpił i ominęło nas nurkowanie z rurkami;) Następnym razem;)

Udało nam się natomiast wybrać na całodniową, skondensowaną wycieczkę 4 w 1 (tego dnia też wiało, ale tu musieliśmy złożyć rezerwację kilka dni wcześniej;) Wynajęliśmy busa i Paweł zabrał nas do Jozani Forest, czyli rezerwatu gdzie między innymi można zobaczyć małpy, na farmę przypraw (Zanzibar słynie ze swojej wanilii, cynamonu, goździków itd.), popłynęliśmy również na Prison Island, wysepkę z wielkimi żółwiami lądowymi wielbiącymi szpinak oraz przeszliśmy wzdłuż i wszerz Stone Town. Co poniektórzy z nas wykorzystali tę okazję kontaktu z cywilizacją i „zaliczyli” miejscowego lekarza w celu opatrzenia mniejszych i większych ran;) Miałam utrzymywać, że wszystkie uszkodzenia powstały podczas heroicznych walk z falami, a nie podczas zakrapianych imprez, więc tego będę się trzymać;))

Tym samym możemy tu polecić pana lekarza, hindusa, przyjmującego w w Stone Town (chociaż ceny z kosmosu, dobrze że jest ubezpieczenie) oraz świetną restaurację w której oczekiwaliśmy na poszkodowanych – 6 Degrees South (rewelacyjne jedzenie!)

No właśnie, jedzenie… Poza kitesurfingiem zdecydowaną zaletą Zanzibaru jest dobra kuchnia. Na wszystkich fanów owoców morza czekają świeże kalmary, ośmiornice, krewetki, langusty, homary… oraz wyczekane przez Mateusza G. homary kapciowe;) Wszystko to w fajnych cenach.

Jako że mi akurat te wszystkie wodne gadgety średnio odpowiadają zostały mi równie pyszne świeże owoce oraz pizza od włocha;) Z restauracji na pewno możemy polecić Coco Beach i Blue Oyster w Jambiani przy samej plaży.

Zanzibar oferuje również całkiem bogate życie nocne:) Na nas największe wrażenie wywarło Full Moon Party, czyli impreza organizowana co miesiąc w pełnię księżyca. Ale praktycznie codziennie coś się dzieje i każdą noc można spędzić przy muzyce, z drinkiem w ręku, depcząc po ciepłym piasku:)

Zanzibar zdecydowanie stał się jednym z naszych ulubionych miejsc na kite’a i już myślimy o kolejnym wypadzie:)

Za nieocenioną pomoc i organizację na miejscu dziękujemy naszym kursantom Paweł Skowerski i Ewa Skowerska z SuperSafari.pl – bez nich nie poznalibyśmy Zanzibaru z tej mało dostępnej turystom strony :) Czekamy na Was w Jastarni!

Przeprawa Globusa na drugi brzeg na desce windsurfingowej! :)

trasa globusa

W czwartek nasz instruktor Globus wybrał się na wyprawę na drugi brzeg zatoki na desce windsurfingowej:) Dotarcie do Osłonina zajęło mu przy wietrze 12 węzłów z kierunku NW niecałe 1,5 godziny.  Następnie pół godzinna halsówka do Rzucewa i stamtąd z powrotem do naszej bazy na Campingu Maszoperia:) Po drodze zatrzymał się przy oznaczonych na mapce wrakach oraz na Mewiej Rewie. Cała wyprawa zajęła mu 4,5 godziny. Jak sam mówi była to bardzo przyjemna przygoda i poleca każdemu posiadającemu trochę wolnego czasu, gdy wiatru za mało na szaleństwa;) A może skorzysta ktoś kto nie lubi stać latem w korkach na Półwysep?;)

Rozpoczęcie sezonu windsurfingowego i kitesurfingowego 2013

Zapraszamy do obejrzenia krótkiej relacji z Majówki 2013.

Jak zwykle dużo się działo, prowadziliśmy szkolenia windsurfingowe i kitesurfingowe pełną parą:)

Pogoda była całkiem niezła, choć wiatru mogłoby być trochę więcej. Niedziela jednak wszystko wynagrodziła, bo było słonecznie, ciepło  i naprawdę wietrznie!

Oglądajcie!

a już za tydzień weekend Boże Ciało – przyjeżdżajcie!

Witajcie:)

team główki

Witajcie na naszym blogu, czyli blogu Szkoły SurfPoint! Będziemy tu zamieszczać  relacje z naszego życia w Jastarni, ale także inne wg nas ciekawe informacje dotyczące windsurfingu i kitesurfingu. Zaglądajcie często!